Książki

A ja już wiem dlaczego uwielbiam książki papierowe! To nie tylko przyjemność (a czasem uciążliwość) trzymania w rękach realnego obiektu, który skrywa w sobie tajemnicę. Moja pasja do czytania zrodziła się z ciekawości, co jest w tych wszystkich książkach stojących na regale sięgającym sufitu w moim rodzinnym domu. Dlaczego są różnych grubości? Dlaczego mają różne okładki i co na nich widać? Bez tego ogromnego pola do eksploracji, jakże fizycznego, stojącego na wyciągnięcie ręki, być może moje życie wyglądałoby dziś inaczej.

W tym roku przeczytałem:

  1. Prześniona rewolucja – Andrzej Leder
  2. Ludzka skaza – Philip Roth
  3. Amerykańska sielanka – Philip Roth
  4. The Entrepreneurial State – Mariana Mazzuchato
  5. Czy papież jest winny – Geoffrey Robertsson
  6. Zakonnice odchodzą po cichu – Marta Abramowicz
  7. Czarny świt – Cilla i Rolf Börjlind
  8. Dobry troll – Jaś Kapela
  9. Globalny Minotaur – Yanis Waroufakis
  10. Oceanic – Greg Egan
  11. Wyszłam za komunistę – Philip Roth
  12. Grona gniewu – John Steinbeck

Ciągle słabo… Miało być 52.

The Hardest Logic Puzzle Ever

Three gods: A, B and C. One of them is True and he/she always speak the truth. One of them is False and he/she always speaks false. One of them is Random and … guess what!

You have three closed questions (i.e. the ones to be answered only „yes” or „no”) to figure out who is who. They do understand your language, but they answer in their own language. The only words you can hear from them is „da” or „ja”. You don’t know which of them means „yes” and which means „no”.

Want some hint?

  1. Think about logical conjunction in questions you are going to ask.
  2. Don’t ask similar/same questions to all three of them.

Try to solve it. When you give up, read the solution.

Referendum

Kilka pytań do rozważenia.

1. Czy możesz podać trzy przykłady państw, w których obowiązują JOWy?

2. Czy wiesz jak wygląda scena parlamentarna w tych krajach?

3. Jakie inne ordynacje wyborcze znasz?

4. Czy wiesz co to jest ordynacja „pięcioprzymiotnikowa”?

5. Czy wiesz jakie najbardziej prawdopodobne skutki przyniesie wprowadzenie JOWów w Polsce?

6. Czy znasz obecny mechanizm finansowania partii politycznych w Polsce?

7. Czy wiesz jakie skutki przyniesie całkowita likwidacja finansowania partii politycznych z budżetu?

8. Czy wiesz, w których krajach partie polityczne są finansowane z budżetu, jakie mechanizmy finansowania tam obowiązują i czyje interesy w większości reprezentują wybrani w takim systemie członkowie parlamentu?

9. Czy wiesz, w których krajach partie polityczne nie są finansowane z budżetu, jakie mechanizmy finansowania tam obowiązują i czyje interesy w większości reprezentują wybrani w takim systemie członkowie parlamentu?

10. Czy zdajesz sobie sprawę, że większość ludzi prawdopodobnie nie zadała sobie powyższych pytań, według sondaży większość deklarujących uczestnictwo będzie głosowała za JOWami i likwidcją finansowania partii politycznych z budżetu, a żeby referendum było ważne musi wziąć w nim udział conajmniej 50% uprawnionych do głosowania?

Zero Waste Home – Implementation (3)

Dzisiaj byłem na zakupach. W dyskoncie supermarketowym?… supermarkecie dyskontowym?…  Dzisiaj byłem na zakupach w jednej z tych choler, co to ma rzędy półek, a na nich masełka, pomidorki, „mienciutki” jak kaczuszka papier toaletowy, a wszystko opakowane w tony kolorowego papieru, plastiku i papieru z plastikiem i folią aluminiową w jednym.

Wcześniej zaopatrzyłem się w dwie torby plastikowe z demobilu, które zalegały w moim biurku w pracy. Pomyślałem wcześniej! Zaplanowałem! Wwędrowałem do środka i poczułem się bezradny. W co ja, do cholery, zapakuję pieczywo? 1:0 dla cywilizacji śmie(r)ci. Torebka papierowo-plastikowa x2. Wyzwanie numer 2: pomidory. Tu w przypływie rozpaczy, pochylony nad plastikowymi opakowaniami (level 2: plastikowy pojemnik owinięty w plastikową folię) zacząłem szukać towaru z Polski. Przynajmniej kupię coś, co oszczędziło Planecie (Ziemia, dla niezorientowanych – stąd wielka litera) ton CO2 wyemitowanych przez osiemnastokołowy transport z Holandii. Albo Hiszpanii. Znalazłem! Uff…

Jeszcze tylko jedna torebka owijająca dwie brzoskwinie, które oczywiście mogłem wrzucić bezpośrednio do koszyka, ale natychmiast wyobraziłem sobie, jak wysypuję to wszystko na transporter przy kasie ku przerażeniu pani kasjerki…

A właściwie to dlaczego nie? Jedyne co mnie usprawiedliwia, to piątek przed sobotą 15-ego sierpnia (defilada! święto! zero zakupów!) i te wszystkie mordercze spojrzenia klientów, smutne oczy pani kasjerki i nieprzychylne spojrzenie pracownika ochrony.

Wracając z pięknego marzenia. Później było już łatwo: mleko w plastikowej butelce, wino z Nowej Zelandii (ja pierdziu, nie ma bliżej winnic? Wiem, sam wybrałem, ale to tylko dowodzi faktu, że długa jeszcze droga przede mną) i paragon oraz potwierdzenie transakcji kartą.

Dzisiajsze zakupy pokazały, że moje przygotowanie do Zero Waste Shopping jest… A nie, w ogóle go nie ma.

Wnioski: w skład ekwipunku powinny wejść: siatka z oczkami (taka, jak w starych, dobrych czasach, w nowych czasami w takich dowożą cytrusy) i jeszcze kilka takich siatek. Nie wiem w co pakować pieczywo. Może w poszewkę od jaśka?…

P.S. Jeszcze linka do strony Bei.

Zero Waste Home – Implementation (2)

Dziś byłem po raz ostatni w jadłodajni z papierowymi talerzami i plastikowymi sztućcami. Odmówiłem dzielnie zabrania na tacy papierowej podkładki reklamującej jadłodajnię, chociaż obsługa usiłowała wcisnąć mi ją dwukrotnie. To na plus. Jednak po chwili popatrzyłem smętnie na papierowy talerzyk i plastikowe sztućce, które leżały na mojej tacy. Ich czas użytkowania wynosił jakieś 10 minut. Podjąłem decyzję, że nie przyłożę więcej ręki do ekologicznego barbarzyństwa. Nie będzie łatwo, bo wiem, że do kryteriów wyboru restauracji w postaci rodzaju jedzenia i jego jakości dochodzi kryterium przyjazności ekologicznej.

Zero Waste Home – implementation (1)

Dzisiaj świadomie zrobiłem to:

  1. Kupiłem kefir w większym opakowaniu. Mogę wypić go dziś i jutro, a tylko jedno opakowanie trafi do kosza. Mały kroczek, ale zawsze.
  2. Odłożyłem foliową torebkę, w którą chciałem zapakować jedną bułkę orkiszową. Kupiłem bułkę bez torebki.
  3. Wziąłem paragon (a niech to!). Pomyślałem o jego zostawieniu, ale doszedłem do wniosku, że muszę mieć dowód sprzedaży, bo płaciłem w kasie automatycznej i w razie jakiejkolwiek kontroli miałbym problem. Oczywiście paragon powędrował od razu do kosza. Infrastruktura jest bardzo nieprzyjazna byciu ekofriendly. Muszę rozważyć inny sposób robienia zakupów.

Facebook – ochrona własności intelektualnej

Ostatnio znajoma napisała na swojej stronie fejsbukowej:

INFORMUJĘ, CO NASTĘPUJE :
W odpowiedzi na nową politykę Facebooka informuję, w dniu dzisiejszym 25.04.2014, że wszystkie moje dane personalne i fotografie, filmy itd. są obiektami moich praw autorskich (zgodnie z Konwencją Berneńską).
W celu komercyjnego wykorzystania wszystkich, wyżej wymienionych obiektów praw autorskich, w każdym konkretnym przypadku wymagana jest moja pisemna zgoda! FB jest teraz firmą publiczną. Dlatego też, wszystkim użytkownikom tego portalu społecznościowego, zaleca się umieszczenie na swoich stronach podobnych «powiadomień o prywatności», inaczej (jeżeli powiadomienie nie było opublikowane na stronie chociaż 1 raz), automatycznie pozwala się na dowolne wykorzystanie danych z Waszej strony, Waszych zdjęć i informacji, opublikowanych w wiadomościach na profilu Waszej strony.
Każdy, kto czyta ten tekst może skopiować go na swój profil FB. Dzięki temu będzie chroniony ustawą o prawach autorskich.

Wygląda na tzw. hoax’a, czyli nieprawdziwą informację, intencyjnie sfabrykowaną tak, aby wyglądała jak prawdziwa. Szybko sprawdziłem i wychodzi mi, że polityka prywatności Facebook’a nie zmieniła od 15 listopada 2013 r. (https://www.facebook.com/about/privacy, https://www.facebook.com/legal/terms, [dostęp 2014-04-27]), więc gdzie te „nowości”?, a Konwencja Berneńska, na którą powołuje się informacja, jest umową międzypaństwową, którą stosuje się automatycznie, a co za tym idzie która nie wymaga umieszczania żadnych not i informacji (np. tu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Konwencja_berne%C5%84ska_o_ochronie_dzie%C5%82_literackich_i_artystycznych; przedostani akapit).

Nie jestem pewny co autor ma na myśli określając FB mianem „firmy publicznej”. Definitywnie nie jest to operator publiczny dostarczający media (a dostęp do Internetu w XXI wieku powinien być uznany za „utlility” tak samo jak woda, kanalizacja, elektryczność czy gaz, więc mógłbym się zgodzić na określenie „firma publiczna” w przypadku, np. dostawcy łącza Internetowego). Facebook jest obecny na giełdzie od 18 maja 2012 r. i być może to ma autor na myśli określając firmę mianem „publicznej”. Tyle, że z tego co mi wiadomo, ten fakt nie oznacza żadnego rozszerzenia odpowiedzialności podmiotu za ochronę danych, w tym własności intelektualnej.

Obawiam się, że nadal wszystko co użytkownicy umieszczają na FB staje się automatycznie własnością pana Zukerbega. Oczywiście on twierdzi inaczej (par 2 dokumentu Statement of Rights and Responsibilities (https://www.facebook.com/legal/terms)) pisząc „You own all of the content and information you post on Facebook[…]”, ale zaraz dodaje w pkcie 2.1 „you grant us a non-exclusive, transferable, sub-licensable, royalty-free, worldwide license to use any IP content that you post on or in connection with Facebook (IP License). This IP License ends when you delete your IP content or your account unless your content has been shared with others, and they have not deleted it.” Sęk w tym, że nie można wykasować konta fejsbukowego (można je tylko zdeaktywować), a zlinkowanie przez kogokolwiek kontentu pozbawia de facto jego właściciela kontroli nad nim, czyli kluczowego atrybutu prawa własności. Polecam również par. 17.1 dokumentu Statement of Rights and Responsibilities (https://www.facebook.com/legal/terms), w którym użytkownik FB zgadza się na transfer danych osobowych do Stanów Zjednoczonych, gdzie dane te nie są praktycznie chronione (nie ma np. żadnego jednolitego aktu prawnego w tym obszarze).

Facebook

Have you ever asked yourself a question why Facebook asks for your religious and political views? Or family members? Are you really not scared that Facebook et. al. will take over your deeply personal information? Please remember, in fact Facebook is not obliged to protect your personal data …

Facebook
Facebook settings

Dlaczego nieLOT

Lot odwołał rejs, którym miałem lecieć do Pekinu. Lot wykupiony prawie rok temu. Zapłacony prawie rok temu. Przez 8 miesięcy LOT obracał swobodnie moimi pieniędzmi, mimo, że usługa nie była zrealizowana. Na 21 dni przed wylotem dostałem informację telefoniczną, że LOT odwołał rejs. Zdarza się nawet najlepszym, a tym bardziej przedsiębiorstwom będącym w permanentnym kryzysie od lat. I nawet nie mam do LOT-u pretensji o odwołany lot. W końcu sami mają masę problemów z najnowocześniejszymi nielotami na świecie. Pretensje mam o to, jak zostałem potraktowany, jak bardzo bezduszny i arogancki okazał się przewoźnik, którego działalność kredytowałem przez 8 miesięcy.

Pani w call center zaproponowała zmianę terminu wylotu o dwa dni wstecz, bez zmiany daty powrotu. Niby fajnie tylko, że moja chińska wiza zezwala mi na 10-cio dniowy pobyt w Chinach, a w konfiguracji proponowanej przez LOT spędziłbym tych dni 12. Zmiana wizy odpada bo to spory koszt, ale przede wszystkim podwójna sesja koczownicza pod chińskim konsulatem – minimum 1,5 godziny każda. Nie, dziękuję – wystarczy mi na kilka miesięcy.

To może mogę wybrać inne daty podróży, tak aby okres pomiędzy wylotem i powrotem nie przekroczył magicznej liczby 10 dni. Otóż nie. „Wybrał Pan taryfę, w której zmiany nie są możliwe” – usłyszałem znudzony głos w słuchawce. Fakt, to w takim razie dowieźcie mnie proszę do Pekinu 23 kwietnia, skoro zmiany nie są możliwe. Ja naprawdę nic nie chcę zmieniać – to wy zmieniacie.

Przespałem się z problemem. Nazajutrz kupiłem bilety w Lufthansie. Koszt był o 1000 złotych większy, ale korzyści zdecydowanie przeważają. Po pierwsze, zredukowałem znacznie ryzyko, że za dwa tygodnie zadzwoni do mnie znudzona pani z LOT-u i obwieści, że jednak nie, w tym nowym terminie LOT też nie poleci. Po drugie, zredukowałem ryzyko, że w trakcie mojego pobytu w Chinach LOT zwinie interes, a ja będę zmuszony wracać koleją transsyberyjską przez tydzień. Tylko raczej nie. Po trzecie, moje dzieci będą miały zapewnione osobiste centrum rozrywki z monitorem w poprzedzającym fotelu, i wybór gier i filmów w dowolnym momencie, a nie quasi kino z centralnym ekranem i ustalonym repertuarem, jak to jest w lotowskich Boeingach 767.

No i wypróbuję A380. Miałem wypróbować B787, ale zdecydowanie wolę latać czymś… co lata.

No odchodne LOT zafundował mi ostatni kopniak. Pieniądze zwrócą mi w przeciągu dwóch tygodni. Dręczy mnie ta niesprawiedliwa asymetria: jak Bartek płacić Kalemu to natychmiast, jak Kali zwracać pieniądze Bartkowi, to po dwóch tygodniach. Jeszcze skredytują się chwilkę, mimo że dołożyłem sporo do ich interesu, a sam miałem z tego tylko kłopoty. A bardziej prozaiczny powód, że jest to nie fair jest taki, że gdybym nie miał pieniędzy, to nie kupiłbym biletów w innej linii już teraz, a za dwa tygodnie – na tydzień przed wylotem, mogłyby mnie już nie być na nie stać – ceny będą zaporowe. Odczuwam to jako złośliwą zagrywkę: „nie chcesz lecieć z nami, to nie polecisz w ogóle”. No więc polecę. To z LOT-em nie polecę w ogóle. Prywatnie. Przynajmniej dopóki nie zaczną się troszczyć o klienta.

To nie drogie paliwo jest problemem LOT-u. Ani Dreamlinery. To brak szacunku dla swojego chlebodawcy – klienta powoduje, że LOT jest na skraju bankructwa. Czego mu życzę, jeśli nie zmieni swojego stosunku do pasażerów.